To lekarz, a nie sąsiadka czy internet, wie najlepiej, co jest dobre dla zdrowia!

Nikt nie zadba o nas lepiej niż my sami. Powinniśmy sami pamiętać o tym, jak ważne jest przestrzeganie zaleceń i systematyczne zażywanie leków. To nasze zdrowie, nasze życie i to my odpowiadamy za nie. – Spróbujmy być samodzielni w zdrowym starzeniu się – radzi psycholog i psychoterapeuta Małgorzata Makoś-Wiśniewska.

Lekarze nie lubią starszych pacjentów?

To nie jest wcale takie jednoznaczne.

Słyszałam od seniora: „Nie lubią nas, bo ględzimy, narzekamy, zdrowieć i tak już raczej nie będziemy, dlatego lekarze lekceważą nas i ignorują nasze problemy, zbywają nas”. To mit czy jest w tych słowach trochę prawdy?

W każdym stereotypie jest cząstka prawdy. Ale proponuję nie wrzucać wszystkich problemów do jednego worka, bo wtedy powstają uogólnienia i prowadzi to do uproszczeń.

Słyszałam też od lekarza: „Pacjenci w wieku starszym są uparci, niezdyscyplinowani, nie zgłaszają wątpliwości podczas wizyty, tymczasem podejmują samowolną decyzję o zaprzestaniu czy modyfikacji leczenia”. Czy coś szwankuje we współpracy pomiędzy lekarzami a starszymi pacjentami?

Niestety tak, ale jestem przekonana, że dobra współpraca zależy od indywidualnej postawy danego lekarza, a nie lekarzy w ogóle. I vice versa. Mam pewną hipotezę, dlaczego czasem jest tak, że seniorzy czują się lekceważeni i zbywani przez lekarzy, skarżą się na brak godności w rozmowie, nieuwzględniania ich wieku. W naszym przekonaniu człowiek stary to człowiek chory, wobec czego musi wiedzieć, zrozumieć i przyjąć, że tak po prostu już jest, że np. stawy będą bolały, ciśnienie może się rozregulować itd. Starość przynosi choroby i wymagamy od seniora szybkiego zrozumienia, że nie jest już w pełni sprawny, nie w pełni samodzielny. Tymczasem przyzwyczajenie się do nowego stanu zdrowia, np. po zawale czy udarze, przebiega u seniora w takim samym tempie jak u każdej innej osoby, a nie szybciej, jakby się nam wydawało i jakbyśmy chcieli. Stąd też wywodzi się zdenerwowanie zarówno lekarzy, jak i rodzin seniorów, przejawiające się w myślach typu: „Czego właściwie ten człowiek chce?! Przecież ma już swój wiek, a to jest choroba przewlekła i nigdy nie będzie tak zdrowy jak wcześniej”. To rodzi frustracje obydwu stron.

Jak rozładowywać emocje?

Ważną rolę odgrywa w tej sytuacji rodzina, najbliższe otoczenie seniora. Nazywajmy emocje i przeżycia starszego człowieka. Mówmy mu, że może się czuć źle, że ma prawo do narzekań, że jest o wiele trudniej niż kiedyś, że przyzwyczajenie się do schorzeń wymaga czasu. Boksowanie z nieuchronnym nie ma sensu, tracimy tylko czas i energię, denerwujemy się i nie pomagamy sobie nawzajem. Tak naprawdę nie ma uniwersalnych metod, jak nauczyć się żyć z bólem i schorzeniami. Na wszystko potrzeba czasu. Nie przyspieszajmy i nie spierajmy się. Odradzam mówienie: „Babciu, dziadku, masz już 80 lat i chcesz biegać. Zapomnij o tym, nie wygłupiaj się. Skąd ci to przyszło do głowy? Przestań z tymi głupotami!”.

Czasem trzeba postawić sprawę ostro, czyż nie?

No tak, babcia chce biegać, chce ugotować obiad córce, niańczyć przez cały dzień wnuka, pędzić po sklepach, sprzątać. To naturalne, zdrowe i ludzkie. Starsi ludzie muszą mieć takie nadzieje nawet wtedy, gdy są one nierealne. Potrzeba bycia zaangażowanym w najdrobniejsze nawet czynności dodaje sensu życia. W momencie gdy się z tym pogodzimy, a nie będziemy co chwilę bagatelizować skarg, dyskredytować czy złościć się na „zachcianki” osoby starszej, jest szansa, że dojdziemy do kompromisu. Senior po jakimś czasie odreaguje, a proces zaadaptowania się do choroby czy bólu prędzej czy później nadejdzie. Sama często obserwuję takie sytuacje w szpitalu.

Czyli można pogodzić się z bólem?

Czasem nie jesteśmy w stanie pogodzić się z bólem, ale można nauczyć się z nim żyć. Nieraz seniorzy opowiadają o chorobach, trudach, bolączkach, niedołężności, skarżą się, ale za chwilę podkreślają: „No cóż, trzeba jakoś z tym żyć, przyzwyczaić się do tego” i właściwie w tym momencie stawiają kropkę.

Wtedy pojawia się inny problem, np. moja mama pogodziła się z bólem kolan, uczy się z nim żyć właściwie bez uzyskania diagnozy czy odbycia konsultacji lekarskiej. Nie widzi takiej potrzeby, bo twierdzi, że to starość i będzie już tylko gorzej. Błędne koło! Czy mam szansę wysłać mamę na leczenie?

To częste i powszechne zjawisko. Zdarza się, że do szpitala trafiają osoby w bardzo ciężkim stanie. Często są to naprawdę skrajne sytuacje, gdy senior właściwie nosem ziemi dotyka.

Dlaczego tak się dzieje?

Starsze osoby mają przekonanie, że dopóki są w stanie same sobie radzić, to nie chcą iść do szpitala, bo „w szpitalu jest źle”, „stamtąd już się nie wychodzi”, „tam się umiera”. Nie chcą i kropka! Procentuje myśl, że nie uda się znaleźć pomocy w szpitalu. Seniorzy bywają przekonani, że szpitale pogłębią ich problemy i wtedy będą jeszcze bardziej uzależnieni od tabletek, badań, wizyt kontrolnych. Jeśli senior tak myśli, to czas rozpocząć rzeczową dyskusję, by pozbył się błędnych przekonań.

I drugi powód, który może doprowadzić do takiej sytuacji: seniorzy są przeświadczeni, że mają wpływ na swoje zdrowie i są autonomiczni tylko wtedy, gdy sami zarządzają swoim życiem. Wymagają od siebie samodyscypliny bez zażywania tabletek i pomocy lekarzy.

W efekcie, jak wynika z danych Światowej Organizacji Zdrowia, połowa pacjentów nie przestrzega zaleceń lekarza.

Potwierdzam te dane, bo i z mojego doświadczenia wynika, że dokładnie połowa pacjentów seniorów zażywa leki systematycznie i precyzyjnie wykonuje polecenia lekarzy – jak w zegarku. Wiedzą, że o godz. 8 obowiązkowo muszą zażyć tabletkę, po śniadaniu – kolejną itd. Myślą: „To moje życie, wiem, że muszę pamiętać o lekach, tabletki to moi przyjaciele”. Ale druga połowa pacjentów ma zupełnie inne myślenie.

Jakie?

Mówią: „A, i tak dobrze się czuję, po co mam brać leki?”. Lekarz mógłby stanąć na głowie, ale nie będzie efektu leczenia, jeśli druga strona nie zacznie przestrzegać zaleceń.

Dlaczego pani zdaniem tak się dzieje?

Jest kilka powodów. Pierwszy to przekonanie seniorów, że leki to chemia, która szkodzi, zwłaszcza na wątrobę. To bardzo szkodliwy mit, który trzeba obalać. Mówimy o tym wielokrotnie, ale jakimś cudem mit ma się dobrze i wciąż jest żywy. „Szkodliwość dla wątroby” to zwykle wymówka: nawet przy ciężkich schorzeniach tego narządu, takich jak marskość, nie należy samodzielnie odstawiać leków, rezygnować z nich lub zmniejszać dawki bez porozumienia lekarzem prowadzącym. Pamiętajmy, że regularne stosowanie leków oznacza większą skuteczność leczenia choroby, wcale jej nie pogłębia – i mówmy o tym swoim krewnym.

Co jeszcze kieruje pacjentami, że decydują się nie słuchać lekarzy?

Starsi ludzie mają mnóstwo doradców: doktora Google, panią ze sklepu, a najlepiej – sąsiadkę Krysię. Wymieniają się doświadczeniami i gdy pani Jadzia opowiada, że po tym samym leku, który przypisano pani Krysi, nie mogła wstać z łóżka przez kilka dni albo że bolała ją strasznie głowa, pani Krysia ze strachu odstawia lek. Bardziej wierzy sąsiadce niż lekarzowi. A przecież musimy pamiętać, że każdy organizm reaguje na leki na swój sposób.

Współpraca może też szwankować z powodu lekarza.

Oczywiście. Najczęściej nie obdarzamy lekarza zaufaniem wtedy, gdy mówi niezrozumiałym dla nas żargonem, nie wyjaśnia dokładnie istotnych informacji dotyczących choroby i leków, gdy nie ma czasu, na szybko wypisuje recepty i zaprasza kolejnego pacjenta z kolejki. Pacjent nie wierzy, że lekarz chce mu pomóc, i postanawia działać na własną rękę.

Samoleczenie nie jest najlepszym rozwiązaniem, prawda?

W żadnym wypadku! Przykładem jest moc reklam promujących tabletki na wszystko. Nie kupujmy jednak na potęgę suplementów! Często tworzą one zagrożenie i wcale nie niosą pomocy ani ulgi.

Mówiąc o nieprzestrzeganiu zaleceń, warto też wspomnieć o osobach cierpiących na demencję, które o lekach mogą zapominać bądź je mylić. Demencja, zwana także otępieniem, jest przewlekłą, postępującą chorobą mózgu. Charakteryzuje się spadkiem wszystkich wyższych funkcji poznawczych, takich jak pamięć, myślenie, osąd, orientacja, rozumienie, przetwarzanie danych, zdolność do uczenia się i wyrażania siebie.

Czy ma pani jakieś wskazówki dla rodzin chorych na demencję?

Przede wszystkim trzeba patrzeć, co robi bliska osoba. Jednocześnie chciałabym podkreślić, że dla dobra seniora musimy mu zostawić dużo autonomii – to kluczowa sprawa w postępowaniu ze starszą osobą. Próbujmy ingerować w życie osoby starszej tylko w tych obszarach, w których jest to niezbędne. Załatwianie za nią spraw, którymi sama mogłaby się zająć, czy traktowanie jak dziecko nie jest wskazane. Jeśli zajdzie konieczność ingerencji np. w farmakoterapię, to pozwólmy przynajmniej mamie czy tacie żyć zgodnie z ich pozostałymi rytuałami, które były dla nich dotąd ważne.

Może pani podać konkretny przykład?

Jeśli senior np. przez długi czas nie je, to nie wywierajmy presji, by robił to na siłę. Szukajmy raczej argumentów, które będą w stanie przekonać go do tego – przy zachowaniu wolności decydowania o własnym losie. Spróbujmy powiedzieć, że owszem, może posprzątać, gotować, pielić ogródek, ale zanim zacznie to robić, warto coś zjeść, przynajmniej trochę, by mieć energię do działania.

Jeśli senior nie chce oddać w nasze ręce kontroli nad zażywaniem leków, to w porządku. Tylko gdy zauważymy w południe, że zapomniał o kolejnej dawce tabletki, zwróćmy uwagę: „Tato, nie zażyłeś pigułki. To ważne, żebyś nie opuszczał dawek”. Sprawdzają się w tych sytuacjach specjalne pudełeczka, pozwalające posegregować leki na siedem dni w tygodniu i na poszczególne pory dnia. Wkładajmy leki tak, by starszy krewny to obserwował.

Jakich argumentów używać, by przekonać seniorów do przestrzegania zaleceń?

Przypominam sobie panią, która trafiła do szpitala w bardzo ciężkim stanie. Jej sytuacja zdrowotna była dramatyczna. Przyznała się, że sama jest sobie winna. Otóż opiekowała się wnuczką, a córka pracowała. Pani uznała, że nie może pozwolić sobie w tej chwili na leczenie się w szpitalu, bo jest niezbędna w sprawowaniu opieki nad wnuczką. Rozmawiałyśmy dużo o tym i sama podzieliła się refleksją: „Co z tego, że sama będę zwlekać z leczeniem, skoro tak źle się to kończy? Wylądowanie w szpitalu wyłączyło mnie z opieki i pomocy córce na dużo dłuższy czas, niż gdybym wcześniej sama zainterweniowała”.

Dbać o siebie trzeba w sposób regularny. Wtedy będziemy mniejszym ciężarem dla rodziny i zyskamy szansę na bycie wsparciem dla bliskich. Moje zdrowie, mój organizm, moje leczenie to moja odpowiedzialność. Krewni dzięki temu będą mieli mniej trosk i zmartwień o mnie, a ja stanę się bardziej samodzielny.

Chyba nie wszyscy tak myślą?

Każdy z nas jest inny. Są pacjenci, których udaje się przekonać odpowiednimi argumentami, po czym zmieniają swoje zachowanie i zaczynają stosować się do rad lekarskich. Z uparciuchami mamy jednak olbrzymi problem – mimo tłumaczeń i tak robią swoje, nie znoszą sprzeciwu, a my nie jesteśmy w stanie wpłynąć na ich decyzje.

Co robić?

Nie odpuszczajmy mówienia, ale jednocześnie zostawmy dużo autonomii seniorowi. Możesz robić, co chcesz, ale musisz wiedzieć, jakie są konsekwencje Twojego zachowania dla Ciebie samego i dla Twojej rodziny!