W Polsce na cukrzycę choruje prawie 3 mln osób, z czego ponad pół miliona nawet nie wie, że jest chora. Najczęściej dowiaduje się o tym zupełnie przypadkowo. Bożena Woytowicz-Krzepkowska (61 lat) nigdy nie narzekała na złe samopoczucie. Zawsze uśmiechnięta, pełna werwy. Cukrzycę zdiagnozowano u niej podczas okresowych badań lekarskich. – To było 40 lat temu, pracowałam wtedy jeszcze na kolei. Przyszedł czas na kolejne badania lekarskie. Nic nie przeczuwałam, bo poprzednie wyniki były zawsze w normie. A tu nagle cukier bardzo wysoki. Pamiętam jak dzisiaj, że lekarz podkreślił mi ten wynik czerwonym długopisem i wysłał natychmiast do diabetologa – wspomina. Sonia Galbarczyk (71 lat) o tym, że jest chora, dowiedziała się 30 lat temu. – Byłam wtedy w sanatorium i przy okazji jakichś rutynowych badań okazało się, że mam cukrzycę typu 1. Zdziwiłam się bardzo, bo w rodzinie nikt nigdy na nią nie chorował. Na szczęście byłam w rękach dobrych specjalistów, więc tak bardzo się nie obawiałam – mówi. Czasem chory organizm wysyła pierwsze sygnały, jednak trudno je odczytać. Bożena Chorzępa (67 lat), prezes krakowskiego oddziału Polskiego Stowarzyszenia Diabetyków, doskonale pamięta, że do lekarza wybrała się dlatego, że od dłuższego czasu czuła się źle i nie mogła już sobie z tym poradzić. – Miałam 27 lat, byłam młodą kobietą, a jednak nie tryskałam energią. Byłam cały czas zmęczona, bolały mnie mięśnie, zaczęłam wyraźnie tracić na wadze, a do tego piłam dużo płynów. Miałam wrażenie, że jestem kompletnie wysuszona – opisuje Bożena Chorzępa. – Kiedy dowiedziałam się, że mam cukrzycę typu 1, to w pierwszej chwili nie chciało mi się w to wierzyć. Myślałam, że to pomyłka, dlatego badania powtórzyłam jeszcze kilka razy – wspomina, dodając, że w pierwszych chwilach choroby największym wsparciem była jej mama. To ona w czasach wiecznych kolejek pomagała zdobywać insulinę, strzykawki, igły czy urządzenie do ich sterylizacji. Od lewej: Bożena Chorzępa, Bożena Woytowicz-Krzepkowska i Sonia Galbarczyk W życiu z cukrzycą najważniejszą rolę odgrywa sam chory. Jeśli stosuje się do zaleceń lekarza i systematycznie sprawdza stężenie glukozy we krwi, może przez lata uniknąć groźnych powikłań. Za lekceważenie choroby płaci się bowiem wysoką cenę: pojawiają się poważne problemy z nerkami, wzrokiem, sercem i układem krążenia, a w skrajnych wypadkach dochodzi do amputacji i ślepoty. – Do dzisiaj pamiętam słowa jednej z lekarek: cukrzyca to nie wyrok śmierci. Można normalnie z nią żyć, trzeba się tylko bardziej pilnować. I od 41 lat to moja główna zasada w walce o zdrowie – mówi Bożena Chorzępa. Każdy swój dzień zaczyna od mierzenia cukru. Pierwszy pomiar jest zaraz po obudzeniu. W zależności od wyniku wstrzykuje odpowiednią ilość insuliny. Potem jest czas na śniadanie. I tak przed każdym posiłkiem. – Insulinę aplikuję pięć razy dziennie i to porządkuje cały mój dzień. Jeśli dobrze się czuję, to cukier sprawdzam tylko rano i wieczorem. Gdy coś zaczyna mnie niepokoić, pierwsze, za co chwytam, to glukometr. Sprawdzam, czy poziom cukru nie jest poniżej albo powyżej normy – dodaje pani Bożena. Sonia Galbarczyk robi zastrzyki z insuliny cztery razy dziennie, Bożena Woytowicz-Krzepkowska – trzy razy. Poziom cukru badają co najmniej dwa razy dziennie – na czczo, a przed każdym pomiarem krwi dokładnie myją ręce i wycierają je do sucha. – Na każdym kroku się podkreśla, że brudne palce mogą bardzo zmienić wynik. Wystarczy, że dotknie się czegoś słodkiego, a pomiar już jest nieważny, bo poziom cukru okazuje się dużo wyższy niż w rzeczywistości. Nawet krem do rąk może zmienić odczyt – wyjaśnia Sonia Galbarczyk. – Szkoda tylko, że przez te wszystkie lata chorowania to kłucie jest ciągle takie nieprzyjemne… Ja to już nawet żartuję, że na pewno zmienił mi się układ linii papilarnych – dodaje Bożena Woytowicz-Krzepkowska, która choruje od 40 lat. Maria Grabowska (73 lata), która od 20 lat zmaga się z cukrzycą typu 2, wie doskonale, jak ważna w tej chorobie jest właściwa dieta. – Trzy razy dziennie łykam leki przeciwcukrzycowe, które przepisał mi lekarz. Nie oznacza to, że nie odczuwam wahań cukru. Ale wszystko staram się „prostować” posiłkami – tłumaczy kobieta. Jak przyznaje, przestawienie się na dietę, w której unika się tłustych potraw, smażonego mięsa czy słodkich deserów, nie przyszło jej łatwo. Kwintesencją polskiej kuchni są przecież rosół, kotlet schabowy, zasmażana kapusta, krokiety, pierogi czy pieczony boczek, czyli produkty o wysokim indeksie glikemicznym i bardzo kaloryczne. Powoli uczyła się, jak gotować lżej i że węglowodany są nie tylko w słodyczach, ale też np. w chlebie, ziemniakach czy makaronie. – W poradni diabetologicznej tłumaczono nam, że dla cukrzyków dwie łyżki cukru to w zasadzie to samo co dwie łyżki białej mąki. Wstrząsające, ale to pomaga lepiej zrozumieć, czego trzeba unikać – dodaje Maria Grabowska. Jak wyjaśnia z kolei Sonia Galbarczyk, w diecie cukrzyka ważne są również regularność i umiar. – Ja staram się jeść cztery–pięć lekkich posiłków dziennie. Jak mięso, to przeważnie gotowane; jak chleb, to tylko ciemny, razowy i bez żadnych ziarenek. Do tego dużo warzyw, a niewiele owoców – wylicza 71-latka i podkreśla, że unika jak ognia produktów, które kuszą etykietami z adnotacją „produkt dietetyczny”. – Lekarze ciągle mi powtarzają, że to mydlenie oczu i żeby jeść normalnie, tylko w rozsądnych ilościach. Tak jest i taniej, i zdrowiej. Kiedy cukrzyk gotuje dla siebie, z czasem przestrzeganie diety staje się coraz łatwiejsze. Gorzej, gdy siada przy stole jako gość. Wtedy na każdym kroku czekają pokusy. – Imieniny, urodziny, święta – to okazje, które zawsze obchodzi się przy suto zastawionym stole. Co na to poradzić? Ja częstuję się wtedy możliwie najlżejszymi przekąskami, a jeśli mam ochotę na ciasto, to biorę niewielki kawałek. Znam już swój organizm i wiem, na co mogę sobie pozwolić – stwierdza Bożena Woytowicz-Krzepkowska. – Kiedy człowiek oswoi się z diagnozą, nie pozostaje nic innego, jak żyć dalej i cieszyć się każdą chwilą. Ja przez lata swojej choroby pracowałam zawodowo, wędrowałam po naszych pięknych górach, podróżowałam, ćwiczyłam, chodziłam na koncerty i przedstawienia. Teraz, kiedy cukier można zmierzyć poręcznym glukometrem, a insulinę ma się w penie, można w tej chorobie pozwolić sobie na znacznie więcej. Warto więc z tego korzystać – podkreśla Bożena Chorzępa, która ponad 11 lat kieruje krakowskim oddziałem Polskiego Stowarzyszenia Diabetyków. Cukrzyków zachęca też do stałego poszerzania wiedzy o chorobie. – Ciągle pamiętam lata 80., kiedy o cukrzycy wiedziało się niewiele i, co najgorsze, chory nie miał nawet gdzie szukać informacji. Dzisiaj możemy korzystać z internetu, mnóstwa fachowych publikacji i wsparcia organizacji, które nie tylko pomagają chorym, ale też walczą ze stereotypami, które towarzyszą chorobie. Pozytywne nastawienie to także metoda Bożeny Woytowicz-Krzepkowskiej. – Wiadomo, że przychodzą gorsze chwile, z biegiem lat pojawiają się powikłania. Ale nie można się poddawać. Ja sobie mówię: „Już taka ze mnie słodka kobietka” i idę dalej – stwierdza. Jak podkreśla, chory w żadnym wypadku nie może rezygnować z normalności. Musi znaleźć chęć zarówno na domowe obowiązki, jak i dawne pasje. Nic też nie stoi na przeszkodzie, by znaleźć nowe. – Mnie jakiś czas temu syn wciągnął w świat gier komputerowych i przyznam, że radzę sobie w nich już naprawdę dobrze – dodaje z uśmiechem Bożena Woytowicz-Krzepkowska, głaszcząc rudego kocura. Zwierzęta to jej kolejna pasja. Mimo że mieszka w niewielkim mieszkaniu, to opiekuje się dwoma kotami, a obok jej łóżka stoi akwarium z rybkami i „zestaw ratunkowy”, czyli miseczka ze słodkimi cukierkami. To na wypadek, gdyby poziom cukru był za niski. Obie Bożeny są też zgodne: w cukrzycy nie można rezygnować z ruchu, bo aktywny tryb życia ma w tej chorobie ogromne znaczenie. Wtóruje im w tym Sonia Galbarczyk: – Zauważyłam już dawno, że nawet krótki spacerek, zaledwie półtora–dwa kilometry, może skutecznie zbić mi za wysoki cukier. Jeśli więc tylko ktoś ma siłę, to warto chodzić na piechotę jak najwięcej – mówi. Dla Sonii największym oparciem w chorobie jest rodzina. – Zamiast się zadręczać, trzeba iść do przodu. W trudnych chwilach powtarzam sobie: „Masz czwórkę wnuków, doczekałaś się już pierwszej prawnuczki. Masz dla kogo żyć i walczyć o zdrowie”.Słodko-gorzkie niespodzianki
Pilnować się musisz sam
Do zdrowia przez… talerz
Nie daj się chorobie!
Słodko, słodziej… niebezpiecznie
Kiedy usłyszały z ust lekarza diagnozę: „Bardzo mi przykro, ale to cukrzyca”, miały w głowie prawdziwy mętlik. Teraz, kiedy minęło już kilkadziesiąt lat, wiedzą, że choć ta choroba to tykająca bomba, można nauczyć się z nią żyć. Współpraca z lekarzem, samokontrola, odpowiednia dieta, ruch i przede wszystkim spora dawka optymizmu – to złote zasady seniorek, które zgodziły się opowiedzieć o swojej „słodkiej” codzienności.