Środki przeciwbólowe, leki na grypę czy najróżniejsze witaminy można teraz kupić wszędzie – w sklepie, na stacji benzynowej, w osiedlowym kiosku. Szybko i wygodnie, ale czy na pewno mądrze?
Kupując lek w aptece, mamy pewność, że zrobiono wszystko, by był dla nas bezpieczny. Po pierwsze, każdy pochodzi ze sprawdzonego źródła, ma wszystkie atesty i zaświadczenia. Apteki zamawiają leki w hurtowniach farmaceutycznych bądź bezpośrednio u producentów, gdzie przechowuje się je z zachowaniem wszystkich wyśrubowanych norm. Podobnie transport – jeśli dany lek trzeba np. trzymać w niskiej temperaturze, to kupując go w aptece, mamy gwarancję, że nawet na moment nie opuścił lodówki. Z tego też powodu nie można zwrócić już kupionego leku do apteki – bo farmaceuci nie mają żadnej pewności, czy pacjent nie przechowywał go w niewłaściwy sposób, np. w pełnym słońcu na desce rozdzielczej swojego samochodu.
O czym trzeba jeszcze pamiętać?
Często są to drobiazgi – jak np. stawianie leków na półce w niewłaściwym miejscu, obok innych preparatów. Dlatego w aptece suplementy nigdy nie znajdują się blisko leków, a opatrunki mają osobny magazyn. Tych czynników jest znacznie więcej, dlatego każda dostawa jest dokładnie kontrolowana – dopóki nie sprawdzimy, czy wszystko się zgadza, nie sprzedamy danego lekarstwa pacjentowi. Farmaceuci trzymają też cały czas rękę na pulsie i sprawdzają doniesienia na temat dostępności leków w obrocie.
Czyli lek, który trafił już na apteczne półki, może zostać wycofany?
Dokładnie – codziennie Główny Inspektorat Farmaceutyczny może wydać decyzję, w której jakiś lek wstrzymuje się w sprzedaży lub całkowicie z niej wycofuje. Każdy dzień w aptece zaczynamy więc od dokładnego sprawdzenia, czy w naszym asortymencie nie ma preparatów, które mogą zaszkodzić lub których działanie jest niepewne. Odpowiedzialność za wydawany przez nas lek jest tak ogromna, że w przypadku jakiejkolwiek pomyłki – wynikającej czasem np. z błędnego odczytania niedbale czy niewyraźnie napisanej recepty – jesteśmy gotowi nawet jechać do pacjenta do domu, by dostarczyć mu właściwy lek.
Czasem zdarza się, że kupiony preparat nie działa jednak tak, jak powinien. Co wtedy można poradzić pacjentowi?
Jeśli lek kupił w aptece, zawsze trzeba zapytać pacjenta o to, jak go stosuje. Czy na pewno pamięta, że medykament powinien być brany na czczo? Albo zażywany osobno, a nie razem z innymi tabletkami, które powodują niepożądane interakcje? Jeśli nie – można śmiało zapytać o to farmaceutę, na pewno pomoże. Warto też pamiętać, że trzymając się ustalonych przez lekarza dawek, często i tak sobie szkodzimy, bo np. popijamy leki sokiem grejpfrutowym. Zawarte w nim substancje mogą wielokrotnie wzmocnić lek i doprowadzić do poważnych powikłań. Podobnie szkodzi popijanie kawą czy herbatą – wszystko przez obecną w tych napojach kofeinę i teinę. Popijajmy zatem leki najlepiej czystą wodą.
Seniorzy często są nieufni w stosowaniu leków – i jak tylko lepiej się poczują, przestają je zażywać. W końcu do każdego z nich jest dołączona ulotka, a na niej prawdziwa litania skutków ubocznych…
To poważny błąd, bo decyzji o przerwaniu terapii lekami nigdy nie można podejmować bez konsultacji z lekarzem. Konsekwencje mogą być naprawdę opłakane. Weźmy przykładowo starszą osobę z nadciśnieniem – zażywane przez jakiś czas leki unormowały jej poziom ciśnienia, ale przecież nie wyleczyły z tej choroby. Jeśli więc pacjent przestanie je zażywać, szybko poczuje się znacznie gorzej. Podobnie z antybiotykami: jeśli lekarz przepisał go na siedem dni, to trzeba stosować lek do skończenia opakowania – inaczej ryzykujemy, że dany szczep bakterii „uodporni się” na ten medykament i przestanie na niego kompletnie reagować, także w przyszłości. Nieufność osób starszych do leków często przejawia się też w tym, że dzielą tabletki leków na mniejsze porcje – wierząc, że jeśli zażywają ich mniej, to będzie lepiej.
A okazuje się, że leki nie działają w ogóle…
Nie działają, bo zawartość substancji czynnej jest za mała. Inna sprawa, że wielu leków, np. w kapsułkach, nie wolno w ogóle dzielić, bo nie jesteśmy tego w stanie zrobić dokładnie. Sporo z nich ma też osłonkę, która pełni specjalną funkcję, np. spowalnia wchłanianie danych substancji.
Niektóre tabletki są tak duże, że naprawdę trudno je przełknąć – to też może być powód.
To prawda. Szczególnie starsze osoby, u których produkcja śliny nie jest już tak sprawna jak u młodszych osób, mają z tym problem. Jeśli jednak na opakowaniu leku znajduje się wyraźna informacja: „nie dzielić”, to tabletek nie można ani rozkruszać, ani gryźć. Wyjściem z tej sytuacji jest rozmowa z lekarzem i prośba, żeby zapisał lek pod inną postacią, np. syropu, proszku do rozpuszczania czy pastylki, którą można rzuć lub pogryźć.
Nieufność nieufnością, ale seniorzy często cierpią na różne dolegliwości – a na wizytę u specjalisty trzeba czekać kilka czy nawet kilkanaście tygodni. Część osób bierze więc sprawy w swoje ręce i leczy się sama.
To najgorsze rozwiązanie. Bo trzeba pamiętać, że nawet leki ziołowe – które niesłusznie uważa się za słabsze i mniej szkodliwe – stosowane w nadmiarze mogą stać się przyczyną wielu problemów. Przykładem jest choćby dziurawiec. Może on wyraźnie wpływać na pracę serca, a więc stosowany bez kontroli lekarza jest naprawdę niebezpieczny.
Seniorzy nigdy nie powinni też „częstować się” lekami innych osób – nawet jeśli znajomy czy sąsiad ma podobne schorzenia. Każdy preparat i dawka są dopasowane indywidualnie do pacjenta. Znaczenie ma każdy szczegół: aktualne i przebyte choroby, alergie na niektóre substancje itp. Dlatego nie warto słuchać „dobrych” rad koleżanki, która dostała od lekarza „świetny lek na ciśnienie”. Bo nie wiadomo, czy ma on jej obniżać, czy podwyższać jego poziom, a także czy nie koliduje poważnie z preparatami, które aktualnie zażywamy.
Co więc może zrobić senior?
Czekając na wizytę u specjalisty, powinien przyjść do apteki, gdzie zawsze może liczyć na pomoc świetnie wykształconych specjalistów. Na szczęście sporo chorych się na to decyduje. Co więcej, wielu z nich, zanim zarejestruje się do lekarza, przychodzi do nas, zwierza się ze swoich często krępujących dolegliwości i prosi o radę. Rozmowa z farmaceutą nie stresuje ich tak bardzo, dlatego bardziej się otwierają i podają więcej szczegółów, które niekiedy są kluczowe. Wizyta u specjalisty – szczególnie dla seniora – wiąże się często z ogromnym niepokojem. Trzeba wykonać niekomfortowe badania. W kontakcie z farmaceutą ten dystans znika. Ciekawe jest to, że nawet pomiar ciśnienia wykonany tej samej osobie w gabinecie lekarskim jest zawsze wyższy niż w domu.
Oczywiście, nie we wszystkich dolegliwościach możemy pomóc – zadaniem farmaceuty nie jest stawianie diagnoz. Jednak często to od nas chory dowiaduje się po raz pierwszy, że dany objaw jest bardzo niepokojący i nie można czekać, „aż samo przejdzie”, tylko trzeba udać się do lekarza. Tak samo, kiedy widzimy, że dany klient po raz kolejny przychodzi do „okienka” i prosi o jakiś środek na grypę. Wtedy zamiast mu go sprzedać, radzimy, żeby odwiedził specjalistę, bo najwyraźniej organizm nie radzi sobie z infekcją i nie ma co dłużej zwlekać, bo konsekwencją tego może być zapalenie oskrzeli czy nawet płuc.
Warto więc korzystać, bo farmaceuci to jedyny personel medyczny, z którego pomocy można korzystać w trybie błyskawicznym – wystarczy stanąć przy „okienku”. Co więcej, jeśli kiedykolwiek źle się poczujemy i zobaczymy w pobliżu aptekę, nie zastanawiajmy się ani chwili – po prostu wejdźmy. Można mieć pewność, że personel udzieli fachowej pomocy, a w razie potrzeby wezwie karetkę i przekaże ratownikom wszystkie ważne szczegóły na temat naszego stanu zdrowia.
Farmaceuci to jedyny personel medyczny, z którego pomocy można korzystać w trybie błyskawicznym – wystarczy stanąć przy „okienku”. Co więcej, jeśli kiedykolwiek źle się poczujemy i zobaczymy w pobliżu aptekę, nie zastanawiajmy się ani chwili – po prostu wejdźmy. Można mieć pewność, że personel udzieli fachowej pomocy, a w razie potrzeby wezwie karetkę i przekaże ratownikom wszystkie ważne szczegóły na temat naszego stanu zdrowia.
Katarzyna Dębiec
Magister farmacji, absolwentka Śląskiego Uniwersytetu Medycznego. Ukończyła studia podyplomowe w Wyższej Szkole Handlowej we Wrocławiu. Zaangażowana w działalność Uniwersytetu Trzeciego Wieku w Krzeszowicach, w którym studiuje m.in. jej mama. Na co dzień pracuje w aptece Max w Chrzanowie.